Jeden dzień – 4 szczyty. Taki był plan na dziś. I udało się, nawet z bonusami, ale o tym za chwilę … 🙂
Przed godziną 7 wyruszam z Łukaszem na nasz dzisiejszy „szczytowy maraton”. Pierwszy na liście jest Sokolik (642 m n.p.m.). Jedziemy zatem spokojnie w kierunku Trzcińska. Mijamy Miedziankę, Janowice Wielkie i z Przełęczy Karpnickiej zaczynamy wspinaczkę w kierunku naszego pierwszego szczytu. Pod Sokolik udaje się nam dotrzeć bez większych problemów. Oczywiście, kilka krótkich odcinków zmusiło nas do podprowadzenia, ale nie było tragedii. Tu też robimy sobie pierwszą przerwę na posiłek.
Kolejny szczyt na który się kierujemy to Skalnik (945 m n.p.m.). Najpierw jednak czekał nas okrutny podjazd w Strużnicy. To była moja zeszłoroczna „ściana płaczu” która strasznie mnie „zmasakrowała” w ubiegłym sezonie. Dziś jednak pełny zapału i z mocą w nogach podjechałem bez większych problemów. To chyba najbardziej strome wzniesienie w najbliższej okolicy. Podjazd ten jest najbardziej stromym z jakim dane było mi do tej pory się mierzyć. Dalsza droga na Sokolik nie był „usłana różami”. W pewnym momencie dotarliśmy na szlak, który nie nadawał się do jazdy. Nie mając żadnego wyjścia, klnąc pod nosem, pchaliśmy po głazach i korzeniach nasze „rumaki”. Po około godzinie taszczenia rowerów dotarliśmy do drzewa z tabliczką Sokolik. Zajechaliśmy jeszcze na punkt widokowy na Ostrej Małej i lasem skierowaliśmy się w kierunku Czarnowa. Teraz czekał nas szalony zjazd koło Kopalni dolomitu w Rędzinach i przez Pisarzowice.
Trzeci, przed ostatni szczyt na naszej liście to Zadzierna (724 m n.p.m.). Dojechaliśmy więc do Paprotek i wjechaliśmy na szlak prowadzący na nasz szczyt. Niestety znowu musieliśmy uznać wyższość natury nad naszą kondycją i umiejętnościami. Sapiąc i klnąc na to, że wpadliśmy na taki genialny plan, brnęliśmy mozolnie w kierunku Zadziernej. Widok rozpościerający się z tego miejsca jest naprawdę przepiękny i wynagradza wszelkie trudy związane z dotarciem w to miejsce.
Ostatni szczyt na dziś to Královecký Špičák (881 m n.p.m.). Mocno zmęczeni, mieliśmy nietęgie miny na myśl o tym ostatnim, wcale nie najłatwiejszym podjeździe. Cele to cele, nie wolno z nich rezygnować. Z zaciśniętymi zębami rozpoczęliśmy ostatnią wspinaczkę. Niecały kilometr od szczytu znajduje się tabliczka informująca, że komu uda się wjechać na Královecký Špičák bez zatrzymywania jest królem. Ostatnim razem nie dałem rady. Nie bardzo wierzyłem, że dziś uda mi się dokonać tego wyczynu, biorąc pod uwagę, że byłem już mocno zmęczony. Jakie było jednak moje zdziwienie, gdy okazało się, że bez większych problemów, wjechałem na sam szczyt… Jestem Królem Královeckiego Špičáku 🙂 To było piękne udekorowanie naszych dzisiejszych szalonych wyczynów !! Cztery szczyty w jeden dzień. Wspólnie z Łukaszem udało się nam zrealizować kolejny tegoroczny cel rowerowy.
- Data wyjazdu: 24.09.2016
- Dystans: 92,5 km
- Czas przejazdu: 6g:52m:38s