Plan był prosty, dotrzeć do korzeni. Może nie takich najstarszych ale jednak. Trasa od południowego zachodu do południowego wschodu. Ponad 660km i 5 województw w 4 dni. Dwa dni chłodna ale stabilna pogoda, ostatnie 2 dni jazda praktycznie w deszczu nonstop. Pierwszy dzień trasa prawie 230km z Kamiennej Góry do Kochanowic (pod Częstochową) dała najbardziej w kość. Drugi dzień troszkę ponad 160km do Busko-Zdrój. Czuć było zmęczenie 4 liter, na szczęście pogoda jeszcze dopisała. Dzień trzeci zacząłem i skończyłem w deszczu z przerwami na jeszcze bardziej ulewny deszcz przy 125km pod lotniskiem w Rzeszowie. Na szczęście udało się wszystko wysuszyć do rana i mogłem zacząć ostatni dzień jazdy (dla odmiany znowu w deszczu) w kierunku celu mojego tripu. Czwarty dzień jechało mi się wyjątkowo dobrze jak na warunki i ogólne zmęczenie. Może dla tego, że wiedziałem, że to dzisiaj osiągnę cel swojej podróży. I udało się, dotarłem do upragnionej tabliczki z którą związana jest historia pochodzenia mojego dziadka. Jeszcze tylko kilka kilometrów do granicy z Ukrainą, gdzie nie obyło się bez przygód i zatrzymano mnie na kontrolę podczas robienia zdjęć na granicy państw. Po miłej wymianie zdań z strażą graniczną pozostało mi tylko wrócić się kawałek do Jarosławia. Tam ostatni nocleg a następnego dnia powrót PKP do domu …

Dodaj komentarz